Ten autobiograficzny film, a właściwie rodzinna produkcja Sheridanów, dowodzi, że granice pomiędzy bajką dla dzieci, piękną jak E.T., a realnym życiem mogą być płynne, i że istnieje w naszym marnym świecie siła dziecka, wobec której dorośli są słabi „jak dzieci”. No, chyba że znajdzie się między nimi ktoś taki, jak Meteo, ale ten śmiertelnie chory artysta o ciemnej skórze ocalił dziecko w sobie. I to wszystko jest możliwe w zatęchłej i walącej się kamienicy we wschodnim Harlemie na Manhattanie, w rodzinie pogrążonej w depresji po śmierci ukochanego syna i braciszka, w nędzy i stresie przetrwania w bezwzględnym kapitalizmie (poród dziecka z powikłaniami kosztuje ich ponad 30 tysięcy dolarów), pośród narkomanów, żebraków i świrów. Film zaczyna się jak horror, w którym za chwilę dojdzie do przemocy albo innych strasznych rzeczy… Aż do chwili kiedy Christy i Ariel wchodzą do wnętrza mieszkania Mateo, na drzwiach którego pisze „Keep out” i z wnętrza którego dotychczas odzywały się tylko przeraźliwe wrzaski…